poniedziałek, 18 października 2010

Absolutyzm z drugiej ręki

Kiedy byłam dzieckiem, mama (historyczka) powtarzała mi, że "każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie". Kiedy trochę podrosłam i zaczęłam sama jeździć pociągami, mogła podeprzeć tę tezę przykładem historii, jaka zdarzyła mi się w toalecie na Centralnym. Otóż we wczesnych latach 90. przyjechałam do Warszawy, dość zmęczona i z bardzo pilną potrzebą. Zanim weszłam do kabiny w dworcowej toalecie, zatrzymałam się na moment w przejściu, myśląc, co by tu zrobić z bagażem. I wtedy usłyszałam władczo-groźny głos babci klozetowej:

- I co tak stoi? Niech się odsunie, bo mi fotokomórkę zasłania!

Ta opowieść przypomniała mi się dzisiaj. Od jakiegoś czasu biegam po ciucholandach, żeby upolować fajny strój w góry na listopadowy weekend - porządną kurtkę, a najlepiej jeszcze spodnie trekkingowe. Ponoć można takie znaleźć. I faktycznie - dziś weszłam do second-handu na Marszałkowskiej, świeżutka dostawa, a na manekinie wisi moja wymarzona kurtka trekkingowa! Zielona, ciepła i chyba nawet w moim rozmiarze. Podeszłam do pani za ladą.

- Czy mogłabym zobaczyć tę zieloną kurtkę z wystawy?
- Nie.

- ??? A czemu nie?
- Bo ubrania z wystawy sprzedajemy przy zmianie towaru.
- Czyli?
- Za cztery tygodnie.

Nie było to miłe. Ani wiadomość, ani ton. Zwłaszcza że kiedy odwróciłam się, usłyszałam głos drugiego sprzedawcy:
- No fajna ta kurtka, rzeczywiście.

I z góry skazaną na niepowodzenie prośbę młodszej sprzedawczyni:
- Może jednak pani się ulituje nad tą panią...?

Ulituje? Oburzające. Pomijam ten drobiazg, że w handlu nie chodzi o litość, tylko o pieniądze, a klient od jakiś 20 lat ma w Polsce rację. Chodzi mi o to, że to jedno słowo, wbrew mojej woli, ustawiło mnie w przygotowanym naprędce spektaklu władzy i zależności. Jeśli ktoś może się nade mną ulitować i spełnić moją prośbę, to znaczy, że przydaje sobie władzę nade mną. A ja tego nie zniosę - ani zależności, ani uprzedmiotowienia. Bo przecież nie chodziło o mnie, na moim miejscu - napalonej na ciuch turystki in spe - mogła być każda inna klientka. Każdy obiekt, który zapewniłby kierowniczce sklepu to bezcenne poczucie, że ma choć odrobinę władzy nad drugim człowiekiem.

Mogłabym tu teraz pisać o totalitaryzmach, uderzać w wysokie tony albo snuć refleksje o więziennym eksperymencie Zimbardo. Ale to sobie każdy sam dośpiewa. Teraz jeszcze małe wyznanie, jak psychika potrafi ludzi zaskoczyć. Otóż, choć do dzisiejszego popołudnia mogłabym przysiąc, że jestem demokratką, tak naprawdę pomyślałam sobie jeszcze jedno:

- A z jakiej racji, do jasnej cholery, miałaby się nade mną litować PANI Z CIUCHOLANDU?!