sobota, 27 grudnia 2008

Piątkowa kolacja z mięskiem

Bardzo sympatyczna reklama leci w telewzji. Zobaczyłam ją podczas Świąt, bo wizyty w domu rodzinnym - jako zadeklarowana nieposiadaczka telewizora - wykorzystuję jako okazje do przyspieszonego kursu znajomości tego, co na ekranie.


Reklama wygląda tak: czterech facetów pedałuje na rowerkach stacjonarnych. Umawiają się na spotkanie, ale coś im nie wychodzi. A to jeden pracuje w niedzielę, a to drugi w sobotę nie rusza się z domu. Trzeci nie znajduje chętnych na piątkową kolację z mięskiem, a czwarty przekazuje zaproszenie od zony. Kiedy się ubierają, widać, ze to czterech kapłanów róznych religii. Udaje im się wreszcie ustalić spotkanie na neutralny czwartek. Na oglądanie telewizji, a ściślej: Religia TV.


Prościutkie, ale przyjemnie. Przypomina mi to jedną z ciekawszych Wigilii w moim zyciu. Pracowałam wtedy jako au pair w Holandii i zostałam zaproszona do domu rodzinnego mojej host mum. Podano pyszną kolację - z mięsem. Przesympatyczna atmosfera, prezenty. W pewnym momencie zapytano mnie, czy jestem katoliczką. Odparłam, że tak. Obok mnie siedział żyd, dalej ateista, pani domu - matka host mum - była buddystką.


Wtedy pierwszy - i jedyny - raz poczułam, że mówiąc o wyznaniu po prostu stwierdzam fakt. Bo w Polsce, w zalezności od środowiska, stwierdzenie "jestem katoliczką", to poważna deklaracja. Stawia po jednej ze stron barykady. Albo jesteś z nami, przeciw szatańskim, niewierzącym masom, albo przeciw nam - jako obywatelka ciemnogrodu. Tam nie było takich konotacji: padło zwykłe pytanie i zwykła odpowiedź.

Brakuje mi w kraju takiego luzu, bycia razem bez religijnych deklaracji i wzajemnego stroszenia się. Mam takie życzenie świąteczne, bardzo naiwne w gruncie rzeczy: żeby żyd, katolik, protestant, prawosławny - a także buddysta, muzułmanin i ateista - mogli tak po prostu spotkać się na miłej towarzyskiej imprezie. Nawet jeśli miałoby to być - a niech tam! - wspólne oglądanie telewizji.


sobota, 13 grudnia 2008

Mamma Mia w Krakowie

Parę dni temu wybrałam się rowerem na basen. Wypadło mi, że powinnam przejechać przez Park Jordana, nawiasem mówiąc, jak usłyszałam w mojej macierzystej lokalnej (więc chyba wiedzą, co mówią) gazecie, jeden z trzech (tylko!) parków w Krakowie.
Park Jordana to jeden z najpopularniejszych terenów rekreacyjnych miasta - szczególnie dla dzieci. Przy wejściu od Alei 3 Maja jest nawet kawiarenka, w której organizowane są wystawy dziecięcych rysunków. Ja jednak chciałam wjechać drugą bramą, od strony ul. Reymonta.
Jak się okazało, żeby w ten sposób dostać się do parku, trzeba pokonać trzy sporej wielkości stopnie. Mój rower sobie z tym poradził, ale jak poradziłby sobie wózek dziecięcy? Albo wózek inwalidzki?
Parę lat temu warszawska fundacja MaMa zorganizowała akcję "O Mamma Mia! Tu wózkiem nie wjadę", przeciw takim właśnie kwiatkom architektonicznym. To co, Krakowie do dzieła?

piątek, 5 grudnia 2008

You shall not pass!

Na fali kryzysu emocjonalnego (nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, wszyscy znajomi są zajęci wieczorami...) postanowiłam zalogować się w jakimś sypmatycznym serwisie, gdzie będę mogła poznać miłych ludzi. Na wyjazd i na gadanie.
Wybrałam serwis Przeznaczeni.pl reklamujący się jako "serwis ludzi z wartościami". Same plusy. Wartości uważam za potrzebne w życiu. Użytkownikami serwisu generalnie są ludzie o śwatopoglądzie katolickim, ale bez ortodoksji. Poza tym płaci się tam za pełną rejestrację, co daje gwarancję, że głupstw i obsceny nie będzie. Nie znam nikogo, kto chciałby zapłacić 100 zł za - powiedzmy - prezentację w internecie swojego członka. W dobie kryzysu i ekshibicjonizm ma granice.
Zresztą serwis jest porządnie moderowany. Kliknęłam więc i weszłam na stronę rejestracji. I tu zaskoczenie: aby stać się członkiem społeczności, trzeba - oprócz podania swoich danych - odpowiedzieć na kilka pytań.

"Czy szanujesz nauczanie Kościoła dotyczące aborcji i ochrony życia poczętego?"
"Czy szanujesz nauczanie Kościoła dotyczące antykoncepcji?"
"Czy szanujesz nauczanie Kościoła dotyczące czystości przedmałżeńskiej?"

Zaskoczył mnie taki zestaw pytań. W końcu wartości jest o wiele więcej. Dlaczego nie zapytać "Czy płacisz podatki?", "Czy nie jeździsz samochodem po pijanemu?" "Czy uczciwie pracujesz na rzecz tego, kto ci daje pensję, a nie surfujesz po internecie w godzinach 8-16?". Chętnie dowiedziałabym się, co na ten temat myśli osoba, którą mam poznać.

Zamiast tego czekało mnie jednak kolejne zaskoczenie, czyli zbiór odpowiedzi: szanuję - nie szanuję - nie mam zdania.

Zastanowiłam się chwilę. Najchętniej bym zaznaczyła "szanuję, ale nie podzielam" lub "szanuję, w niektórych przypadkach podzielam, ale w innych - chętnie bym podyskutowała". Niestety, opcja, w której ktoś z szacunkiem odniesie do poglądów odmiennych niż własne, nie została przewidziana. Ponieważ nie chciałam robić z siebie oportunistki, a przy okazji kłamać, że nie mam zdania (bo mam), zaznaczyłam - niechętnie, bo też nie odpowiada to prawdzie, ale wydało mi, że w ten sposób zinterpretowaliby moje słowa autorzy pytań - "nie szanuję".

I tu niespodzianka. Taka odpowiedź nie pozwala mi na rejestrację w serwisie Przeznaczeni.pl. Brak zdania byłby dopuszczalny, konkretna, uczciwa odpowiedź - już nie. Pytania, a szczególnie zaproponowane odpowiedzi pokazały mi, że nie mam czego szukać w sferze ludzi z wartościami.

Podkuliłam ogon. Pomyślałam, że chyba teraz muszę szukać głębszych uczuć znajomych w popularnych serwisach towarzysko-randkowych, których - i to akurat jest pełna prawda - nie szanuję.

środa, 26 listopada 2008

Jak zwalniają...

Mam prywatny ranking anty-pracodawców. Do niedawna jedno z pierwszych miejsc zajmował mój były pracodawca, który zwolnił mnie miesiąc po przedłużeniu umowy po okresie próbnym, tydzień po omówieniu planów dotyczących rozwoju mojej działki, w połowie pięknego pracowitego dnia.
Ale teraz na prowadzenie wybiła się inna firma, która zwolniła koleżankę tydzień po podpisaniu z nią umowy, w dniu, w którym zrobiła sobie pracownicze badania lekarskie.

- Przynajmniej wiem, że jestem zdrowa - podsumowała.

niedziela, 16 listopada 2008

Patriotyzm

Z okazji Święta Niepodległości przeprowadzono sondaż, którego wyniki usłyszałam jednym uchem w radiu.
Ponad 90% Polaków uważa się za patriotów.
Ponad 70% byłoby gotowych zginąć za ojczyznę.

Ciekawe, kiedy ktoś wreszcie zapyta, jak duży procent gotów jest rzetelnie płacić podatki, segregować śmieci i jeździć samochodem z dozwoloną prędkością.

środa, 12 listopada 2008

Hyde Park

Zobaczyłam na murze takie graffiti:
"Chrystus Pany, Satan Żydy".

sobota, 8 listopada 2008

Przyzwoite, ale jakie brzydkie...

Przeglądając jeden z moich ulubionych portali Ngo.pl (informator dla organizacji pozarządowych) natrafiłam na ogłoszenie o szkoleniach Krakowskiego Szlaku Kobiet. Uczestniczki szkolenia wyruszą szlakiem galicyjskich emancypantek, Polek i Żydówek, poznają ich biografie i poglądy. Po to, żeby uczyć o nich dzieci w szkołach, a inne kobiety i mężczyzn - na kursach. I pokazywać, do czego prowadzą uprzedzenia rasowe i płciowe.

I wszystko było pięknie do momentu, w którym przeczytałam, że organizatorki zapraszają do udziału osoby, które:
"prowadzą lub zamierzają prowadzić szeroko rozumianą działalność edukacyjną, antydyskryminacyjną, prawoczłowieczą".

Prawoczłowieczą. ?Hm... Czy chodzi o działalność związaną z prawami człowieka, czy o wychowywanie "człowieka prawego"? I jedno możliwe, i drugie. Brzmi też okropnie. Niby takie przyzwoite słowo, a jakieś niezbyt urodne wyszło.

wtorek, 28 października 2008

Antyfeministyczny coming-out

Siedząc wczoraj przy kawie, rozmawiałyśmy z koleżanką o feminizmie. Wyszło tak, bo: po pierwsze, przyznano pierwszą literacką nagrodę feministyczną im. Narcyzy Żmichowskiej (Grażyna Kubica, "Siostry Malinowksiego"); po drugie, ze stopki redakcyjnej pisma "Zadra" wyrzucono wybitną polską pisarkę, nie dość widać radykalną; po trzecie, w "Wysokich obcasach" z 18.10.2008 (zwanych przeze mnie - excusez le mot - Wysokimi obciachami) ukazał się wywiad z Katarzyną Bratkowską, który mi się nie spodobał.

M.K. (Moja Koleżanka) przez lata była feministką. Ja przez lata uważałam, że w feminizmie jest miejsce dla każdego. Lewaczki, katoliczki, matki dzieciom, lesbijki, pilotki i przedszkolanki. Uważałam, że feminizm to nie tylko walka o prawo do aborcji, ale i rozbijanie "szklanego sufitu", równe pensje oraz sprzeciw wobec zakorzenionych, "niewinnych" "blondynek", "bab za kierownicą", "babskich spraw".

Teraz nam to mija. M.K. - znająca świetnie środowisko - uważa, że femiznizm (ten instytucjonalny, uniwersytecki i publikacyjny) w zasadzie oznacza lesbianizm. Ja z przykrością obserwuję, że feminizm radykalizuje się i zamyka w wieży z kości słoniowej.

Bratkowska mówi:
"Feminizm jest działaniem wyzwoleńczym i rozkwita tam, gdzie działalność księdza się kończy, czyli przeważnie w ośrodkach naukowych."
Czy pielęgniarki pd Sejmem nie zasługują na miano feministek? Czy nie są nimi kobiety tworzące związki zawodowe w Tesco?
I jeszcze:
"Pozory ruchu [społecznego] ma jedynie działalność Kościoła katolickiego, pod którego okupacją Polska się znajduje."
Zaniepokoiło mnie, że Bratkowska, żądna wolności, w stosunku do tych, z którymi się nie zgadaza, używa języka walki i opresji.

Efekt lektury? Poczułam, że już nie jestem feministką. Więc kim - zwolenniczką patriarchatu? Kimś bez wyrazu i świadomości? Pomyślałam, że jak to z rewolucjami bywa, ruch, który miał łączyć kobiety, zaczyna je dzielić na te "z nami" i "przeciw nam".

czwartek, 23 października 2008

Ślimak, czyli nonkonformistyczne intro

Ślimak w imponującym stylu pokonał dystans z lewej strony kadru na prawą. Idealnie wpasował się w czas trwania filmu. Na drugim planie - delikatne poruszenia kwiatów doniczkowych. Filmoznawcy być może odnajdą inspirację wielogodzinnymi nagraniami Andy Warhola - może być i tak. Nie upieram się.

Bohater najnudniejszego filmu świata - Ślimak - pochodzi z mojego ogródka. Może być wykorzystywany w najrozmaitszy sposób: do medytacji; do bezmyślnego gapienia się w komputer podczas przerw w pracy; jako ersatz dla spragnionych kontaktu z przyrodą; i wreszcie jako złośliwe intro,którego nie można pominąć przy otwieraniu witryn internetowych (udostępniam na licencji GNU).

Ja osobiście lubię go za powolność i za nonkonformizm. Powolność - bo lubię leniuchować, pracować wolniej, ale rzetelenie, czytać dużo zanim napiszę trochę i mieć czas. Nonkonformizm - bo powyższe jest niepopularne w dobie szybkiego internetu, szybkich związków i kawy instant. Proponuję więc małe ćwiczenie charakteru - przed przejściem do czytania bloga, proszę obejrzeć ślimaka. Zajmuje to zaledwie dwie minuty, a ile przy tym wzruszenia, namysłu i humoru. A ci, którzy zaliczą test mogą spodziewac się, że dalej będzie - obiecuję - bardziej dynamicznie:)