środa, 23 czerwca 2010

Swój głos, swoja okładka

Przeczytałam dziś na stronie wydawnictwa zapowiedź książki, której jestem (wespół zespół) autorką. Głupie uczucie. Przypomina ten moment, kiedy po raz pierwszy słyszy się swój głos z magnetofonu (to wersja dla ludzi starej daty – dla młodszych: MP3). Zazwyczaj wtedy z zażenowanym chichotem wyłącza się kasetę – i ja też natychmiast zamknęłam stronę, nie czytając nawet, co napisali pod zdjęciem okładki.

Ale przyzwyczaję się. Tak jak przyzwyczaiłam się do swoich nagrań. Teraz już nie przewijam pytań, kiedy odsłuchuję wywiady. Więcej – zaczęło mi się podobać brzmienie własnego głosu, a i wypowiadane słowa wydają się takie jakieś sensowne. Może zwyczajnie trzeba było czasu? Obiecuję, że z książkami też tak będzie!

piątek, 11 czerwca 2010

Napisałam książkę i... żyję

Spieszę donieść, że wszystko w porządku, skończyłam pisać książkę i wracam do prowadzenia bloga (przynajmniej do czasu kolejnego wydawniczego zlecenia:).

Swoją drogą, czytałam jakiś czas temu dwie, jakże słuszne, wypowiedzi dotyczące pisania. Pierwsza pochodziła od Suzy Welch, amerykańskiej dziennikarki finansowej, autorki książki "10-10-10". Ta publikacja, w sposób charakterystyczny dla znacznej części poradników, ubiera w ładne słowa i sprzedaje starą prawdę. W tym przypadku chodzi o to, że efekty każdej ważnej decyzji trzeba rozpatrywać w perspektywie krótkiej, średniej i wieloletniej. Czyli jeśli np. idziesz na studia, to dobrze, żeby dały ci przyjemność, możliwości rozwoju i dobrą pracę w przyszłości. Jednakże w podziękowaniach dla redakcji Welch zawarła faktycznie nową dla mnie wiedzę, że "napisanie książki zawsze okazuje się trudniejsze niż przewidywaliśmy na początku". W przyszłości wezmę to pod uwagę:)

Autorką drugiej wypowiedzi była Olga Tokarczuk, która udzieliła wywiadu - tu zaskoczenie - "Twojemu Stylowi". Mówiła tam o procesie pisania - że gdy pracuje nad książką, staje się egoistyczna, mrukliwa, nadwrażliwa i generalnie nie zwraca uwagi na cały świat, łącznie ze swoim dzieckiem. Pocieszyło mnie to, bo - przy zachowaniu wszelkich proporcji talentu wiedzy i doświadczenia - czułam mniej więcej to samo, co pisarka. Miło było po dwóch miesiącach odkryć, że jednak nie jestem wariatką. Skądinąd, po raz pierwszy przydała mi się w życiu psychologia rodem z kolorowego magazynu. Ale to chyba nie przypadek, że w wydaniu Olgi Tokarczuk.