piątek, 20 sierpnia 2010

Eschatologia codzienna

Przechodząc dziś obok jednego ze sklepików w podziemiach Dworca Centralnego, zobaczyłam na witrynie intrygujący, żeby nie powiedzieć metafizyczny napis:

„Wybijanie nieśmiertelników”.

sobota, 7 sierpnia 2010

O czym tu gadać z dziennikarzem?

Miałam ostatnio dwa wywiady z ludźmi wybitnymi czy też bardzo znanymi w swoich zawodach. Przygotowałam się do nich rzetelnie - zawsze tak robię. Przed rozmową z pisarzem czytam jego książki, przez spotkaniem z reżyserem robię sobie festiwal jego filmów, choćbym nawet znala je na pamięć, a wywiad z muzykiem sklania mnie do częstego wlaczania CD. Chcialam bowiem rozmawiać o "życiu i twórczosci".

Spotkanie z pierwszym rozmówcą sprawilo mi ogromną przyjemnoć i wielką satysfakcję. Znakomity artysta, nie tylko udzielil wywiadu, ale i odebral z dworca, i goscinnie zająl się przybyszem (przybyszką?) z innego miasta. Ale w samochodzie, po krótkiej rozmowie, zagail:

- Wie pani, powiedzialem pani co nieco o swoim życiu i ten punkt wywiadu mamy już za za sobą. Ale w ogóle to chcę uprzedzić, że o bardzo osobistych sprawach nie będę rozmawial.
- Ale ja wcale nie zamierzam pana pytać o osobiste sprawy. Nie jestem z jakiegos brukowca - odpowedzialam, może trochę zaczepnie.

Drugi rozmówca nie czekal z uwagami do spotkania. Trudno go bylo zresztą na nie namówić, bo już podczas rozmowy przez telefon zaznaczyl:
- Proszę pani, ale my to raczej się nie zgodzimy. [wywiad mial być z nim i z żoną] Już tyle razy rozmawialismy z prasą, więc nie bardzo. Nie chcemy znowu opowiadać o... no wie pani... o pierdołach.

I chociaż - jak napisalam - spotkania byly dla mnie przyjemnoscią, a nawet wyróżnieniem, to zostawily pewien mroczny slad. Zaczęlam się zastanawiać nad postawą artystów wobec prasy. Cóż to się stalo z moim zawodem, że dziennikarz, zamiast wyksztalconego czlowieka, z którym można sensownie pogadać o twórczosci wlasnej (i nie tylko), kojarzy się raczej z niedouczonym pismakiem, namolnie sledzącym wszelkie kryzysy artystyczne i osobowosciowe, że o malżeńskich i związanych z sylwetką, tudzież zmarszczkami, nie wspomnę.

Żartuję. Wiem, co się stalo, wiem, jaką opinię od jakis 5-10 lat mają dziennikarze, i cholernie mnie to boli. Mogę zrobić tylko tyle, że sama staram się trzymać standardy i postepować etycznie. I kiedy slyszę dyskusję o tym, że zawód dziennikarza powinien stać się zawodem zamkniętym, z całego serca jestem za. I tylko czasem jakis zlosliwy chochlik z tylu glowy oszczerczo wyciąga w moją stronę palec i pyta:
- A czy TY na pewno zdalabys egzamin zawodowy?

I wtedy rzucam się do powtarzania angielskich slowek.