Ślimak w imponującym stylu pokonał dystans z lewej strony kadru na prawą. Idealnie wpasował się w czas trwania filmu. Na drugim planie - delikatne poruszenia kwiatów doniczkowych. Filmoznawcy być może odnajdą inspirację wielogodzinnymi nagraniami Andy Warhola - może być i tak. Nie upieram się.
Bohater najnudniejszego filmu świata - Ślimak - pochodzi z mojego ogródka. Może być wykorzystywany w najrozmaitszy sposób: do medytacji; do bezmyślnego gapienia się w komputer podczas przerw w pracy; jako ersatz dla spragnionych kontaktu z przyrodą; i wreszcie jako złośliwe intro,którego nie można pominąć przy otwieraniu witryn internetowych (udostępniam na licencji GNU).
Ja osobiście lubię go za powolność i za nonkonformizm. Powolność - bo lubię leniuchować, pracować wolniej, ale rzetelenie, czytać dużo zanim napiszę trochę i mieć czas. Nonkonformizm - bo powyższe jest niepopularne w dobie szybkiego internetu, szybkich związków i kawy instant. Proponuję więc małe ćwiczenie charakteru - przed przejściem do czytania bloga, proszę obejrzeć ślimaka. Zajmuje to zaledwie dwie minuty, a ile przy tym wzruszenia, namysłu i humoru. A ci, którzy zaliczą test mogą spodziewac się, że dalej będzie - obiecuję - bardziej dynamicznie:)
2 komentarze:
Ślimak jest git:-) A blog na razie skromny zapowiada się fajnie. Dzięki że piszesz zwięźle ( w przeciwieństwie do innych znajomych blogujących), ciekawie i niekoniecznie o swoich flakach emocjonalno-psychicznych. Będę tu zaglądać.
Sama natomiast myślę o blogu poświęconym temu co słucham - mam namyśli książki, a nie muzykę:-) A słucham dużo, odpalam jedną książkę od drugiej:-)
Pisz, pisz! A tytuł będzie fajnie mylący: "Czego słucham..." I o książkach:)
Prześlij komentarz