piątek, 11 czerwca 2010

Napisałam książkę i... żyję

Spieszę donieść, że wszystko w porządku, skończyłam pisać książkę i wracam do prowadzenia bloga (przynajmniej do czasu kolejnego wydawniczego zlecenia:).

Swoją drogą, czytałam jakiś czas temu dwie, jakże słuszne, wypowiedzi dotyczące pisania. Pierwsza pochodziła od Suzy Welch, amerykańskiej dziennikarki finansowej, autorki książki "10-10-10". Ta publikacja, w sposób charakterystyczny dla znacznej części poradników, ubiera w ładne słowa i sprzedaje starą prawdę. W tym przypadku chodzi o to, że efekty każdej ważnej decyzji trzeba rozpatrywać w perspektywie krótkiej, średniej i wieloletniej. Czyli jeśli np. idziesz na studia, to dobrze, żeby dały ci przyjemność, możliwości rozwoju i dobrą pracę w przyszłości. Jednakże w podziękowaniach dla redakcji Welch zawarła faktycznie nową dla mnie wiedzę, że "napisanie książki zawsze okazuje się trudniejsze niż przewidywaliśmy na początku". W przyszłości wezmę to pod uwagę:)

Autorką drugiej wypowiedzi była Olga Tokarczuk, która udzieliła wywiadu - tu zaskoczenie - "Twojemu Stylowi". Mówiła tam o procesie pisania - że gdy pracuje nad książką, staje się egoistyczna, mrukliwa, nadwrażliwa i generalnie nie zwraca uwagi na cały świat, łącznie ze swoim dzieckiem. Pocieszyło mnie to, bo - przy zachowaniu wszelkich proporcji talentu wiedzy i doświadczenia - czułam mniej więcej to samo, co pisarka. Miło było po dwóch miesiącach odkryć, że jednak nie jestem wariatką. Skądinąd, po raz pierwszy przydała mi się w życiu psychologia rodem z kolorowego magazynu. Ale to chyba nie przypadek, że w wydaniu Olgi Tokarczuk.

Brak komentarzy: