sobota, 17 lipca 2010

Dobrze może być wszędzie

Ponieważ minął rok mojego pobytu w Warszawie, czas na podsumowanie. Mogłoby to być coś w stylu Kopciuszka w wielkim mieście - wiecie, praca w prasie, wywiady, nawet jedna celebrycka impreza, nowi znajomi, podróże, modne marki, terefere kuku.

Problem w tym, że po całym dniu w okolicach placu Trzech Krzyży najchętniej zaszywam się na cichym Żoliborzu, podróż, jaka mi w ciągu tego roku sprawiła najwięcej przyjemności, to był najodleglejszy zakątek Bieszczadów, rozmówcy z wywiadów - skądinąd przeciekawi, znani ludzie - prawdopodobnie zapominają o mnie w pięć minut po rozstaniu, z modnymi markami jak nie miałam do czynienia, tak nie mam. Letnie sandały dostałam od koleżanki, na którą nie pasowały. Lody Haagen-Dazs jadłam raz, po którejś wypłacie. Mrożoną kawę Starbucks wypiłam w Berlinie, bo jak się liczy w euro, to mniej szkoda.

Tak naprawdę w ciągu tego roku największą przyjemność sprawiły mi rzeczy w niewielkim stopniu związane z Warszawą: pisanie "Majki", czyszczenie nagrobków w Berehach Górnych, częstsze wizyty w domu matki mojej pod Warszawą, rozkręcanie pisma "Radar", piękne zdjęcia zrobione w Berlinie, sama wizyta w Berlinie, na którą własnym piórem (klawiaturą) zarobiłam, kolacja na Szerokiej z przyjaciółmi z Krakowa, powroty do mojego miłego mieszkania na Żoliborzu. W gruncie rzeczy każde z tych małych szczęść mogłabym przeżywać w dowolnym miejscu na ziemi. Co mi optymistycznie pokazuje, że nie ma co warunkować swojego losu tym, gdzie się mieszka, bo dobrze może być wszędzie. I co ważniejsze - że nie ma co marudzić, bo w Warszawie też może być dobrze:)

7 komentarzy:

greta pisze...

A ja jednak tesknie za Krakowem, choc minelo juz ponad 4,5 roku odkad zapuscilam swoje korzenie w Walii. I dobrze mi tu i zgadzam sie, ze to nie miejsce determinuje szczescie 'bycia', albo odwracajac, chocby nie wiem gdzie uciekal, przed soba nie ucieknie, ale i tak tesknie za Krakowem...
I nie lubie tego uczucia (za ponad tydzien znow tego doswiadcze), ze nie jestem juz u siebie, ze wyblakly slady moich krokow z ulic Kazimierza.
Pozdrawiam

Małgorzata Olszewska pisze...

Ktoś mi powiedział kiedyś: "Kraków to nie miejsce, tylko stan ducha". I tego się trzymajmy. A kiedyś i tak wrócę:)

greta pisze...

Niemal, jak New York:)Nie, zupelnie nie tak. No, ja chyba juz jednak nie wroce, choc kto wie:) Jak juz bede bogata na pewno kupie sobie mieszkanie w samym centrum Kraka, z widokiem na dachy, eh...

Małgorzata Olszewska pisze...

Ja kupię w Podgórzu albo lepiej na Zwierzyńcu, blisko Błoń:) pare bestsellerów i dam radę:)

Sylwia Willcox pisze...

Ja juz nie tęsknie za Krakowem, bo się wzięłam i z tego Stanu ducha zwanego Nowym Jorkiem wyprowadziłam. Stan ducha zwany Krakowem jest mi bliższy, mniej w nim z teledysku, więcej z długiego filmu starej polskiej szkoły filmowej:) No nic na to nie poradzę, że tak mi się podoba. Jak wakacje to w NYC, jak życie to albo Kraków, albo Portland w Maine albo Marblehead w Massachusett:)

Małgorzata Olszewska pisze...

Jak weekend to w Warszawie, jak życie to w Krakowie:)

greta pisze...

Jak śniadanie, to na Podgórzu w Cavie, jeeeezu, pycha...