Wydarzeniem mijającego tygodnia był list duszpasterski Episkopatu Polski, traktujący między innymi o in vitro. O liście usłyszałam jeszcze przed udaniem się na niedzielną mszę, od pana W., który z kolei usłyszał o tym od swojej mamy. Tego samego dnia informacje o biskupim przesłaniu znalazły się w telewizyjnych wiadomościach i na portalach internetowych, nazajutrz swoje komentarze zamieściły gazety. Jednym słowem - poruszenie.
Przypomnę w skrócie to, co wie każdy, kto żyje w Polsce, ma oczy i uszy. List - odczytany z okazji uroczystości Świętej Rodziny - oznajmiał, że metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym, stanowi dowód konsumpcjonizmu i egoizmu rodziców pragnących dziecka wbrew swojemu przeznaczeniu. Biskupi pisali również o słabości rodziny gnębionej między innymi przez plagę rozwodów.
Dorzucę mały kamyczek do ciekawej dyskusji na łamach.
Na świecie żyje 3,5 mln dzieci narodzonych metodą in vitro. Dzieci molestowane seksualnie przez członka rodziny lub dobrego tej rodziny przyjaciela stanowią ok. 10 procent populacji. Kościół ignoruje ten temat - drastyczny i bolesny. Znam historię spowiedzi, podczas której dziewczyna wyznająca, że ma w rodzinie problem z nadużyciami seksualnymi , usłyszała tylko pytanie: "a czy doszło do naruszenia dziewictwa?". Na szczęście nie doszło. Ksiądz zakończył rozmowę. Tyle.
Rozwody to inna bajka. Jako córka rozwiedzionych rodziców jestem orędowniczką trwałości małżeństwa. Trudno jednak osiągnąć tę trwałość, gdy podczas tzw. nauk przedmałżeńskich więcej mówi się (gwoli uczciwości - słyszałam od znajomych, że to się jednak zmienia) o kalendarzyku, niż o sposobach rozwiązywania konfliktów i porozumiewania się bez agresji.
Skądinąd moja przyjaciółka, która nauki przedmałżeńskie odbyła w Paryżu (udzielał ich malowniczy, czarny jak heban ksiądz imigrant z Kongo - Francja ma problem z ilością powołań), wspomiała, że antykoncepcji poświęcone było jedno krótkie spotkanie. Ksiądz uważał, że ważniejsze jest, aby młodzi - zanim złożą przysięgę - uświadomili sobie, czy wyznają podobny system wartości i ustalili podział obowiązków domowych.
Nie twierdzę, że in vitro nie jest problemem do dyskusji. Wolałabym jednak, żeby zajęła się tym komisja do spraw bioetyki. I wolałabym też, aby Kościół nie piętnował ludzi szczęśliwych dzięki narodzinom wyczekanego dziecka. Jest wiele innych, trudnych i wymagających "białych plam", od których można zacząć uzdrawianie polskiej rodziny.
Moi Mili
7 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz