niedziela, 22 lutego 2009

Rysie - niefajne chłopaki?

Pomóż rysiowi! - swego czasu dałam się przekonać temu hasłu i zadeklarowałam comiesięczną wpłatę 10 zł na konto fundacji WWF, działającej na rzecz ochrony polskich rysiów.

Bohatersko trwałam przy tym postanowieniu. 10 zł kwota niby niewielka - ale raz czy dwa zdarzyło się, że tuż przed wypłatą zasiłek szedł prosto z konta w łapy rysia, a ja musiałam zadowolić się kaszą gryczaną z masłem na obiad. Nic to - następnego dnia konto i tak było zasilane, a miałam satysfakcję, że mój brak obiadu ma przynajmniej słuszny cel.

Do czasu. Pewnego razu, w folderze comiesięcznie przysyłanym na mój adres przez WWF (zastanawiam się, czemu ekologiczna fundacja wysyła pocztą pliczki papierów, które i tak zaraz idą na śmietnik - do odpowiedniego kontenera, zaznaczę - zamiast zadowolić się e-mailowym newsletterem) znalazłam wezwanie, aby wspomóc finansowo... łososie, błądzące w celu znalezienia odpowiedniego miejsca na tarło. Zignorowałam wiadomość. Zasiłek dla rysiów to jedno, ale wsparcie seksuologiczne dla łososi to już gruba przesada.

Dwa tygodnie później na mój telefon przyszedł sms. WWF prosiła - wesprzyj polskie niedźwiedzie. Wykasowałam natychmiast. Nie dlatego, że nie lubię misiów - nie żywię przecież do nich urazy za przerażenie, jakiego w Bieszczadach każdorazowo doznawałam na dźwięk łamanych gałęzi. Zirytowała mnie raczej nachalność ekologów i prośby coraz bardziej odległe od rzeczywistości, w której żyję.

I oto kilka dni temu czytam w "Rzepie", że polski ryś, który został poraniony przez wnyki i w efekcie poddany amputacji łapy - będzie miał protezę. Wykonaną w Wielkiej Brytanii, na koszt fundacji WWF.

Pomyślałam o dzieciach, które czekają na operację. O Filipie, niewidomym studencie dziennikarstwa, który zmasakrował sobie nogi w warszawskim metrze i prosi o wsparcie. O jakimkolwiek słusznym celu, na który mogłaby iść nawet niewielka kwota 120 zł rocznie - ale przecież nie o anglosaskiej protezie dla rysia! Na taki sposób wydawania pieniędzy nigdy bym nie wpadła.

Więc - sorry Winnetou, biznes is biznes - jutro wycofuję z banku zlecenie dla WWF. Kryzys uczy rozsądnego wydawania. Więc jeżeli mam na coś przeznaczyć choćby godzinę mojej pracy miesięcznie - to niech to nie będzie absurdalny eko-system.

niedziela, 15 lutego 2009

Kotek psotek

Odwiedziłam wczoraj przyjaciół, poruszaliśmy przy winie różne tematy. Rozmowa zeszła w końcu na postać Karola Kota, seryjnego mordercy sprzed ponad 40 lat, zwanego "wampirem z Krakowa" (vide: Marcin Świetlicki, "Karol Kot").

Omawialiśmy psychopatię Kota, powiązania rodzinne i towarzyskie (w małym Krakowie nieomal każdy rdzenny mieszkaniec jest kuzynem lub znajomym kuzyna innego rdzennego mieszkańca), sposoby dokonywania zbrodni (dźganie nożem lub bagnetem). W pewnym momencie czteroletni synek przyjaciół, zwabiony znajomym słowem, włączył się do rozmowy i jakże celnie skomentował:

- Kotek-psotek!

poniedziałek, 9 lutego 2009

Action: Jesus!

Od kolegi, co od lat mieszka w Stanach, dostałam namiary na poniższy link. Przekazał mi je - choć do pobożnych nigdy nie należał - z grozą w głosie. Ja też nie mogłam uwierzyć - najpierw w pomysł, potem w sięgające granic natężenie absurdu.

Tym, którzy nie znają, podrzucam:

Jesus Christ Action Figure

A swoją drogą pada tam hasło, które jest jedną z lepszych metafor współczesnego mieszania konsumpcji z duchowością:

"Cross not included!"

wtorek, 3 lutego 2009

Casanova w bamboszach?

Smażyłyśmy ostatnio naleśniki z koleżanką, było współlokatorką, świetną krytyczką. Kiedy już obsmarowałyśmy pewną część środowiska literackiego, rozmowa zeszła na poważniejsze tematy. Na starość.

Tak się złożyło, że niedawno weszłam w rolę "Ciotki Dobra Rada" i napisałam cykl artykułów poradnikowych dla internautów 50+ (serwis Onetu Przez pokolenia). Były tam porady, jak układać stosunki z wnukami, jak przygotować się do starości, jak realizować pasje na emeryturze. I był tam artykuł o seksie.

Nic perwersyjnego, najostrzejszym słowem, jakie się w nim pojawiło, była "erekcja". Udało mi się nawet - ku zaskoczeniu koleżanki - napisać tekst beż użycia słowa "penis". Było za to o czułości, miłości do partnera i do własnego, zmienionego przez czas, ciała.

A jednak rzecz czekała na publikację jakieś 5 dni. Jak na portal - to wieczność. Znajoma z Onetu napisała mi, że tekst był "odważny". Obgadując to z K. (jak Krytyczka), doszłyśmy do wniosku, że:
- taki sam artykuł traktujący o dwudziestolatkach poszedłby natychmiast
- odkrycie seksualności starszych ludzi jest dla społeczeństwa szokiem (tak jak szokujące było - i pewnie jest nadal - ujrzenie istoty seksualnej w dziecku)
- i że starszych ludzi w zaskakujący sposób infantylizuje się.

I tak jak trzeba było mentalnej rewolucji, żeby "uczłowieczyć" dzieci, tak trzeba jeszcze większych chyba zmian, żeby wyzwolić się od wizerunku babć i dziadków w bamboszach. A przecież obecni "seniorzy" (jak na przykład moja mama) odlegli są od takiego stereotypu jak od Australii.

Więc ja chętnie z Ciotki Dobra Rada przekształcę się w "ciotkę rewolucji" i zaproponuję jako pierwszą lekcję wywiad z Esther Vilar, dramatopisarką, autorką manifestu o starości.

A drugą lekcją niech będzie książka Isabel Allende "Afrodyta" (kupiłam, o dziwo, na wyprzedaży w Tesco). Rzecz o sztuce życia, smakach i afrodyzjakach, napisana przez pięćdziesięcioletnią chilijską pisarkę z pomocą jej... osiemdziesięcioletniej matki i siedemdziesięcioletniego zaprzyjaźnionego grafika.

Bo umówmy się, ostrygi do bamboszy nie za bardzo pasują...

poniedziałek, 2 lutego 2009

Gulasz z turula dla desperado

Ponieważ na skutek zaskakującego zbiegu okoliczności jakiś czas temu ze stanowiska redaktora wyewoluowałam (w tej samej firmie) na prowadzącą marketing placówki gastronomicznej, muszę sobie jakoś ubarwiać to dość egzotyczne dla mnie zajęcie.
Dziś na przykład układałam przykładowe menu, które stanowi content powstającej właśnie strony internetowej. Nieskromnie przyznam - choć może to był efekt postępującego przeziębienia i gorączki - że sama się pośmiałam z tej biurowej głupawki. Ale nikogo nie zmuszam...

PODSTRONA MENU

Marzysz o podróżach, ale nie możesz dostać urlopu? Nic straconego, w [tu nazwa placówki] każdego dnia możesz odbyć podróż… kulinarną. W ramach Kuchni świata oferujemy wybór egzotycznych potraw. Zamów – i w drogę!

Poniedziałek: dzień meksykański
Burito: 10 zł
Taco: 10 zł
Desperado: 10 zł

Wtorek: dzień włoski
Capo di spaghetti: 10 zł
Sałatka z frutti di mare boni macaroni: 10 zł
Smażone zielone pomidory: 10 zł

Środa: dzień węgierski
Gulasz z turula: 10 zł
Palinka bezalkoholowa: 10 zł
Red hot chili peppers: 10 zł

Czwartek: dzień chiński
Jaskółcze gniazda: 10 zł
Pies, który przewrócił wazon: 10 zł
Zielona herbata księżniczki o włosach jedwabnika: 10 zł

Piątek: dzień japoński
Sushi: 10 zł
Inne sushi: 12 zł
Zen sushi: zabrakło, prosimy czekać w spokoju