wtorek, 3 lutego 2009

Casanova w bamboszach?

Smażyłyśmy ostatnio naleśniki z koleżanką, było współlokatorką, świetną krytyczką. Kiedy już obsmarowałyśmy pewną część środowiska literackiego, rozmowa zeszła na poważniejsze tematy. Na starość.

Tak się złożyło, że niedawno weszłam w rolę "Ciotki Dobra Rada" i napisałam cykl artykułów poradnikowych dla internautów 50+ (serwis Onetu Przez pokolenia). Były tam porady, jak układać stosunki z wnukami, jak przygotować się do starości, jak realizować pasje na emeryturze. I był tam artykuł o seksie.

Nic perwersyjnego, najostrzejszym słowem, jakie się w nim pojawiło, była "erekcja". Udało mi się nawet - ku zaskoczeniu koleżanki - napisać tekst beż użycia słowa "penis". Było za to o czułości, miłości do partnera i do własnego, zmienionego przez czas, ciała.

A jednak rzecz czekała na publikację jakieś 5 dni. Jak na portal - to wieczność. Znajoma z Onetu napisała mi, że tekst był "odważny". Obgadując to z K. (jak Krytyczka), doszłyśmy do wniosku, że:
- taki sam artykuł traktujący o dwudziestolatkach poszedłby natychmiast
- odkrycie seksualności starszych ludzi jest dla społeczeństwa szokiem (tak jak szokujące było - i pewnie jest nadal - ujrzenie istoty seksualnej w dziecku)
- i że starszych ludzi w zaskakujący sposób infantylizuje się.

I tak jak trzeba było mentalnej rewolucji, żeby "uczłowieczyć" dzieci, tak trzeba jeszcze większych chyba zmian, żeby wyzwolić się od wizerunku babć i dziadków w bamboszach. A przecież obecni "seniorzy" (jak na przykład moja mama) odlegli są od takiego stereotypu jak od Australii.

Więc ja chętnie z Ciotki Dobra Rada przekształcę się w "ciotkę rewolucji" i zaproponuję jako pierwszą lekcję wywiad z Esther Vilar, dramatopisarką, autorką manifestu o starości.

A drugą lekcją niech będzie książka Isabel Allende "Afrodyta" (kupiłam, o dziwo, na wyprzedaży w Tesco). Rzecz o sztuce życia, smakach i afrodyzjakach, napisana przez pięćdziesięcioletnią chilijską pisarkę z pomocą jej... osiemdziesięcioletniej matki i siedemdziesięcioletniego zaprzyjaźnionego grafika.

Bo umówmy się, ostrygi do bamboszy nie za bardzo pasują...

Brak komentarzy: