czwartek, 6 sierpnia 2009

Dzieci i starsi...

W drodze do pracy przeżyłam dwa olśnienia. Dwa olśnienia podczas półgodzinnej jazdy komunikacją miejską to sporo, dlatego się pochwalę. Pierwsze dotyczyło dzieci.

Kiedy pracowałam jak Au pair w Amsterdamie, usłyszałam od swojej „host mum” takie zdanie:
- Z dziećmi trzeba postępować jak z psami. Wyznaczasz zasady, nagradzasz, karzesz, proste.
Choć znam teorie behawioralne, zestawienie dzieci i psów jakoś trudno mi było zaakceptować. Aż do dzisiejszego ranka, kiedy to w metrze zobaczyłam zajawki programów „Animal Planet”:

8.00 – Najśmieszniejsze zwierzęta świata
8.30 – Moje dziecko
9.00 – Cudowne psy

I teoria Holenderki stała się jasna.

Drugie olśnienie dotyczyło seniorów. Otóż w tramwaju przyjrzałam się dokładniej reklamie magazynu „Super Senior”. Pod zdjęciem uśmiechniętych 70-latków był taki oto podpis:
„Przyślij przepis i zgarnij 50 zł”

Zazwyczaj określenie „zgarnąć pieniądze” stosuje się do dużych kwot. „Zgarnij miliony”. „Weź udział w konkursie i zgarnij 100 tys.!”.

Pisałam już tutaj o infantylizacji seniorów w naszym społeczeństwie. Reklama taka, jak „Super Seniora” to już nie tylko infantylizacja. Dla mnie to wyraz nie do końca świadomej pogardy, za którą stoi przekonanie, że seniorzy tak niewiele wymagają od życia, iż 50 zł wyda im się niebotyczną sumą do zgarnięcia.

4 komentarze:

Olga Smile pisze...

Witaj,
Infantylizacja jak najbardziej dotyka sfery branży reklamowej we wszystkich jej sektorach. Co więcej, z roku na rok dzieje się coraz gorzej, na część reklam patrzeć się po prostu nie da, bo swoją kreacją i przekazem obrażają naszą inteligencję. Strasznie nad tym ubolewam, bo od wielu już lat reklama nas otacza tak ciasno, że powoli udusić się można, bo gdzie się nie obejrzysz, tam już nowe lub odświeżane produkty wrzeszczą z bilbordów, gazet i telewizji. Ba ... o ile to zrozumieć mogę jeśli muszę, o tyle nachalnych reklam kinowych trwających w granicach 15 minut znieść nie mogę, no w końcu nie za to chyba płacę. Przez kilka lat pracowałam w agencjach reklamowych, wtedy jednak mimo wszystko, pomijając założenie, że "reklama to przekaz, dzięki któremu kupisz coś, czego nie potrzebujesz za pieniądze, których nie masz" sililiśmy się na kreację ciekawą i nie totalnie prostą, aby nie napisać prostacką.
Myślę, że reklama skierowana do emerytów w swoim założeniu pogardliwa nie była, jedynie stała się odzwierciedleniem postaw i gospodarczych zależności, gdzie dla emeryta każde 50 złotych przy haniebnie niskich emeryturach się liczy. Straszne, ale prawdziwe.
Generalnie temat reklam podnosi mi ciśnienie lepiej niż mocna poranna kawa. Odkąd mam dziecko, reklamy skierowane do dzieci w programach dla najmłodszych uważam już za szczyt szczytów. Ale jak widać nie może to przeszkadzać jakiej znaczącej części społeczeństwa, bo wtedy zapewne działo by się inaczej w myśl zasady w „grupie siła”.
Pozdrawiam serdecznie
Olga Smile

Małgorzata Olszewska pisze...

Witam Cię, Olga, na moim blogu:) bardzo się cieszę z odwiedzin, bo szczerze lubię Twoje kulinarno-życiowe pisanie, styl i podejście do rzeczywistości:)

co do reklam - zgadzam się, szczególnie jeśli chodzi o reklamy dla dzieci. Ja sama przez 13 lat nie miałam telewizora (miesiąc temu wynajęłam pokój z TV na wyposażeniu i okres "czystości" się skończył), więc każde odwiedziny u rodziców traktowałam jako okazję, żeby się "dokształcić" z reklam. I być może przez ich brak na co dzień, widziałam wyraźnie całą ich głupotę. Za dużo by o tym pisać, natomiast rzeczywiście reklamy skierowane do dzieci wbijają mnie w ziemię. Niedawno oglądałam reklamy jedzenia - zastraszające, jaki chłam wciska się dzieciom. Batony, chipsy, kremy czekoladowe, jajka z niespodzianką, żelki, które mają mieć witaminy, a mają tylko cukier i żelatynę, przesłodzone płatki kukurydziane... Pod szyldem "więcej zdrowia, więcej energii" serwuje się dzieciom cukier i konserwanty - dramat. Akurat byłam w trakcie czytania książki Morgana Spurlocka "Życie w fast foodzie" (opis projektu Super Size Me), więc tym bardziej mnie to uderzyło. A potem dziesięciolatki mają na ciele większe fałdki niż ja - trzydziestolatka. I większą zadyszkę.

Jeśli chodzi o fałszowanie świata, mam jeszcze jednego "negatywnego bohatera", czyli pisma kobiece, ale o tym napiszę w którymś z najbliższych postów.

Pozdrawiam serdecznie!
M.

Olga Smile pisze...

Witaj Małgosiu :)
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Ja również często do Ciebie zaglądam ale pierwszy raz odważyłam się na komentarz :) Bardzo lubię czytać Twoje felietony a w nich wyjątkowo trafnie uchwyconą rzeczywistość. Teraz będę śmielsza, pierwsze koty za płoty.
Świat reklam nie przeszkadzał mi jak w nim pracowałam. W gruncie rzeczy bywałam również zauroczona niektórymi reklamami z wielkiego świata, którymi karmiłam się na imprezach noce reklamożerców. Młodość ma swoje uroki, człowiek zbytnio nie analizuje a nawet jak się skupi to i tak nie ma za wielu porównań i do żadnych wybitnych wniosków nie dojdzie. W każdym razie wtedy nasza branża reklamowa jeszcze aspirowała, potem, gdy okazało się, że w naszym pięknym kraju działają tylko reklamy w typach niemieckich, które obserwujemy na przykładzie niezniszczalnego Vanisha - bezpośrednio, infantylnie, prosto z mostu, gdzie w przekazie powstaje denna papka, to cały czar kreacji prysł. Może teraz jest troszkę lepiej, chociaż śmiem w to wątpić, gdy przyjrzymy się temu, co serwuje nam na tacy telewizja. No, ale co się dziwić, jakie społeczeństwo a właściwie jego mentalność, takie reklamy, znikąd się to przecież nie bierze. I to jest najbardziej przerażające w całej reklamie, no, ale dość o płatnych przekazach.
Z prasą kobieca jestem na bakier, nawet na wielki bakier. Nie kupuję, nie czytam, nawet staram się nie patrzeć w tamtym kierunku. Gdy jestem u dentysty lub innego lekarzo-magika z nudów zaczynam wetować wymemłane magazyny. Po przejrzeniu 200 stron, gdzie moda, którą właściwie się nie interesuję i nie bardzo wiem, dla kogo jest tworzona wylewa mi się uszami przechodzę do kolumn felietonów. Do stylu się nie czepiam, bo to nie moja działka ale dochodzę do wniosku, że bardzo ale to bardzo się zestarzałam. Ciągłe pisanie o tym, kto, co, kogo, kiedy i dlaczego no a to już chyba lekka przesada. Zresztą zawsze można przerzucić karteczkę i w mgnieniu oka trafić w bajeczny świat poświęcony tajnikom upiększania wszelakiego, ewentualnie seksu. Na miłość Boską, czy współczesna kobieta myśli tylko o wolnej miłości (może jednak powrót do przeszłości), modnym ciuchu, tonach szamponów, odzywek, pudrów i lakierów do paznokci. Takie masowe przesłania oparte na działaniu tyłka i portfela powodują u mnie lekki szok. Nie wiem, czy przez te kilka lat świat tak się zmienił, czy kiedyś było inaczej. Jako rasowa 30 latka ze całkiem sporym haczykiem sama się dziwię prasie kobiecej – dla kogo składają kolejne numery i jakie kobiety dzięki tej treści tworzą. Jak widać zawsze potwierdza się zasada, że najstarszą i najważniejszą jednostką kształtującą młodego człowieka jest rodzina. Potem może być już tylko gorzej ;)
Pozdrawiam serdecznie
Olga Smile

teka pisze...

Sztuczność przekazu podbija dodatkowo obrazek. Też mi utkwiła (w autobusie miejskiem, nieźle dobrany kanał dostepu...) ta reklama. Pomijam 50 zeta (cóż się dziwić, jeśli ktokolwiek w tym kraju umie oszczędzać, składać grosz do grosza, to właśnie seniorzy) – uderzyło mnie przepiękne uzębienie dwójki sześćdziesięciolatków na zdjęciu. Te 50 zeta to im starczy na 1/4 kosztów częstego piaskowania i lakieru tych zębów...